Generalnie nie jestem fotografem, który po pierwszych opadach śniegu łapie za aparat i leci w plener focić śnieg, modelki na śniegu, itp itd... Właściwie, to trudno o mniej lubiane przeze mnie zjawisko atmosferyczne, zarówno prywatnie, jak i fotograficznie. Więc zima to dla mnie czas fotografowania w atelier, ewentualnie we wnętrzach.
Tak się złożyło, że do zaimprowizowanego atelier mam dostęp niemalże bez ograniczeń. Uznałem, że albo całą zimę będę robił zdjęcia od czapy, albo coś z tego wymyślę. No i wymyśliłem. Połączenie typowego beauty z moim klimatem oświetlenia, oraz z motywami industrialu, szeroko pojętego, zarówno muzycznie, jak i dosłownie.
Technicznie, zaczęło się od czarnego tła. I to nie byle jakiego (nienawidzę pracować na czarnym tle kartonowym), bo z aksamitu. Aksamit ma tą cechę, że "pochłania" światło, dzięki czemu tło jest naprawdę czarne, a nie szarobure. Można ustawiać lampy dowolnie, nie martwiąc się, czy aby drobinka światła nie muśnie powierzchni tła. Ogromny komfort pracy.
Uznałem, że czarne tło ładnie "połączy" zdjęcia ze wszystkich sesji razem. Oprócz tego modelki (nie przewiduję jak na razie udziału modeli) o zdecydowanej urodzie, pewne siebie. No i zespół stylistek, zdolnych zrealizować moje niezbyt przyziemne wizje. A oto, co wychodziło z tego...

Druga sesja była nieco trudniejsza w stylizacji. Nie takie znowu krótkie włosy modelki trzeba było poustawiać w irokeza. O pomoc w tej sesji poprosiłem Olkę, której umiejętności nie raz już zrobiły z sesji dzieło sztuki.

Ostatnia jak na razie sesja odbyła się w niedzielę, i jak na razie była najdłuższa ze wszystkich (ponad 6 godzin). Większość czasu zajęła oczywiście stylizacja (tworzenie kompletu bielizny z żółto-czarnej taśmy, malowanie włosów w żółte pasma, żółto-czarny make-up i paznokcie w żółto-czarne pasy), same zdjęcia nie więcej niż pół godziny.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania!