W przenośni czy dosłownie? W sumie chyba jedno i drugie. Idea sesji była dość prosta - klasyczny studyjny akt, z tym jedynie urozmaiceniem, że modelka będzie miała skórę pomalowaną na złoto.
Malowanie okazało się nieco trudniejsze niż początkowo sądziliśmy, wyglądało mniej więcej tak:
Do zdjęć wybrałem ciemnoszare tło, żeby mieć większą swobodę w operowaniu atmosferą w kadrze. Większość zdjęć oświetliłem jedną lampą, niektóre - dwoma.
Tutaj lampy są dwie. Główne światło to reflektor z gridem, oświetlający górną połowę ciała modelki, wypełniające to softbox 100x100, po lewej stronie, dający delikatne rozbłyski światła na nogach (ok 3 EV mniej światła).
W tym zdjęciu kolejny raz pozwoliłem sobie zaczerpnąć inspiracji z twórczości Helmuta Newtona. By uzyskać więcej dynamiki w kadrze, poprosiłem modelkę, żeby w momencie zrobienia zdjęcia wspięła się na palce i rzuciła włosami w lewą stronę. Oświetlenie to jeden duży (70cm) beauty dish bez żadnych dodatkowych modyfikatorów.
Najciekawiej moim zdaniem wypadły zdjęcia portretowe. Coś takiego jest w modelkach pozujących w pełnym zakresie, że portrety im robione wychodzą dużo lepiej. Pewność siebie i własnego ciała, zaufanie do fotografa, to wszystko bardzo widać na zdjęciach.
To zdjęcie oświetliłem jednym reflektorem z gridem (dokładnie takim samym, jakiego użyłem do zdjęcia leżącej modelki). W wypadku takich zdjęć bardzo ważna jest powtarzalność w mocy błysku, dlatego moim zdaniem kupowanie różnych lamp firmy krzak wielkiego sensu nie ma. Od Fomei w górę można zaczynać...
Pozowała Iza, malowanie - Anna, zdjęcia i retusz zrobiłem ja.
piątek, 28 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ostatnie kosmiczne
OdpowiedzUsuń