A właściwie wyprawa nad morze, do Krynicy Morskiej. In plus: dwie knajpy (Tawerna Rybna i Strzechówka), in minus: brak internetu. A zdjęciowo... O tak było:
Kolorki, zachód słońca, szkliwo się na zębach kruszy, tak słodko jest i sielankowo. Prawdę mówiąc coraz mniej czuję takie zdjęcia, i to chyba po nich widać. O, a tu mój ojciec ogląda sobie wspomniany wyżej zachodzik:
W sumie wszystko jak powyżej, jeśli chodzi o ekspozycję (przysłona 8 chyba), do tego flesz ze srebrną parasolką po prawej.
Był też Gdańsk (wielkie dzięki dla Karoli, i pozdrowienia of course). A w Gdańsku było na przykład takie miejsce:
Bardzo fotograficzne, więc musiało zostać uwiecznione. A na koniec, humorystycznie: Tak wyglądało moje miejsce pracy:
Zdecydowanie praca bez cukru (delicje szampańskie) kofeiny (coca cola) i odrobiny veny w płynie (czerwone, wytrawne wino, nie pamiętam dokładnie, jakie, dobre w każdym razie, chociaż niestety nietanie) jest niemożliwa. Pozdrawiam, następny post obiecuję napisać z należytą powagą i skupieniem.
czwartek, 16 kwietnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania!