piątek, 20 lutego 2009

Moje akcesoria do fleszy

Ogromna większość zdjęć, które robię, jest chociaż częściowo oświetlonych fleszem. W zasadzie poza zdjęciami, których z definicji raczej fleszem nie oświetlę (landszafty etc), generalnie robię zdjęcia przy użyciu fleszy. Raz, z racji większej ilości dostępnego wówczas światła, ale co najważniejsze, z racji możliwości dowolnego ustawiania, modyfikowania i kreowania oświetlenia sceny.

Bezpośrednie światło z flesza jest jednak bardzo ostre, i tworzy mocne cienie. Czasami jest to pożądane, jednak w wielu przypadkach trzeba je jakoś zmiękczyć. Można też je mocniej kierunkować, ograniczać etc.

Najczęściej używaną przeze mnie "zmiękczarką" do fleszy jest biała parasolka rozpraszająca. Mocuję więc lampę na statywie przez umbrella holder, doczepiam parasolkę, et voila, całkowity koszt - ok 40-60zł za holder, 20-40zł za parasolkę. Generalnie pozwala uzyskać miękkie światło, jednocześnie nie zjadając ogromnych jego ilości. Bardzo dobrze się sprawdza jako główne oświetlenie modelki w plenerze.

Drugim, bardzo często używanym przeze mnie modyfikatorem, jest strumienica (snoot). Cała skomplikowana budowa strumienicy: kawałek czarnego kartonu zwinięty, zatknięty na głowicę lampy i przyczepiony gumką do włosów. Powoduje ukierunkowanie światła. Memo: używając strumienicy należy maksymalnie wyzoomować lampę, nie ma sensu tracić enegrii błysku.

Do ograniczania kierunków błysku używam kawałków czarnego kartonu, podobnie jak w wypadku strumienicy, montowanych gumkami do włosów. Pozwalają ograniczyć światło z 1, 2 lub 3 stron, co daje zdecydowanie większą kontrolę.

Nieczęsto robię w plenerze portrety, dlatego też przez większość czasu beauty dish leży spokojnie na półce, jednak czasami, jeśli portret musi być zrobiony w plenerze, używam tego właśnie modyfikatora.

Czasami zdarza mi się (głównie w połączeniu z innymi modyfikatorami) używać omni bounce-a, czyli tej takiej plastikowej, półprzezroczystej kostki na lampę. Nic wyrafinowanego, ani w użyciu, ani w efekcie, ale jak na nic innego nie ma miejsca, i nie ma od czego odbić światła, można się i takim czymś pobawić.

Częściej natomiast (zwłaszcza przy fotografii ślubnej) używam omni bounce-a z wyciętą dziurą z przodu. Trick ten podpatrzyłem u niejakiego Neila van Niekerk (taki amerykański fotograf). Dzięki takiemu "skrzywdzeniu" dyfuzora, można większość światła skierować np w sufit/ścianę, ale część światła pójdzie na boki, rozświetlając cienie. Zwykle łączę to z ograniczeniem światła z kilku stron kawałkiem czarnego kartonu.

Ostatnim opisanym przeze mnie modyfikatorem (a jednocześnie najczęściej używanym) są filtry. Przeważnie CTO (równoważy z 5400K do ok 3200K, przydatne przy świetle żarówek), ale też kolorowe, głównie przy niecodziennych sesjach mody (na szczęście jest ich coraz więcej).

Wszystkie te modyfikatory są na szczęście cholernie tanie (i, w większości, łatwe do zrobienia samemu). Polecam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania!