sobota, 7 sierpnia 2010

Światło zastane jako religia...

Tak, właśnie tak postrzega światło zastane wielu fotografów. O ile u początkujących jest to zrozumiałe (światło błyskowe początkowo wydaje się trudne, frustrujące), o tyle u zawodowców brzmi to dość żałośnie.

Najczęstszy argument brzmi: światło błyskowe jest nienaturalne. Oczywiście, może być, ja to na przykład lubię. Ale nie musi. Ot, proszę uprzejmie, przykłady:

W 1, 2 i 4 zdjęciu - po 2 flesze, w 3 - tylko jeden. Bez ich użycia zdjęcia wyszłyby niezbalansowane, nudne i albo powypalane, albo bez szczegółów w cieniach.

Poza tym, bez użycia fleszy nie ma żadnej kontroli nad światłem, żadnych możliwości, fotograf traci ponad połowę narzędzi do budowania atmosfery zdjęcia. W końcu fotografia to malowanie światłem, a jak tu malować, jak nie ma czym...

Dochodzę do wniosku, że fotografowie, którzy odrzucają światło błyskowe, są po prostu zbyt tępi, żeby je opanować. Nie chcą jednak się przyznać, więc dorabiają sobie do swoich braków ideologię... Żałosne, prawda?

1 komentarz:

  1. święta prawda - trzeba wiedzieć jak mieszać światło zastane z błyskowym, dla niektórych to czarna magia i stąd takie wymówki

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!